Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wia bogatego łoża. Kobieta nie broni się wcale. Leży spokojnie i wywołuje w pamięci swéj obraz tego, który zabrał jéj serce, a potém poszedł w świat odepchnięty. Mąż jéj, bankier, wyzłocił klatkę i dał jéj najpiękniejsze suknie. Ma karetę i piękne konie, pyszną klacz pełnéj krwi, tęskniącą w stajni za swoją panią — w szufladach toalety drzémią w atlasowych pudełkach cudowne biżuterye. Egzotyczne rośliny rzucają cień w oranżeryi, a marmurowe posągi śmieją się w przedsionku pałacu. Ten dobry, rudowłosy człowiek dał jéj to wszystko, dał jéj nawet wolność zupełną dla swobodnego używania skarbów w ogniotrwałéj kasie zamkniętych. Przyniósł jéj w dniu ślubu koronę barona i naszyjnik brylantowy, a mimo to, mimo całego dostatku i przepychu, jakim ją otoczył, konająca kobieta nie chce go miéć obok siebie i woli być samą.
Samą?...
O, nie! Jest z nią wspomnienie jasnéj, promiennéj chwili, gdy razem z ukochanym szła pewnego letniego poranka wązką ścieżką ogrodową. Nad ścieżką rosły olbrzymie krzaki róż, śmiejące się w promieniach słońca. Jedna z takich gałązek zaczepiła swe kolce o jéj białą sukienkę, ciągnęła ją figlarnie, prosząc:
„Stań na chwilkę!”
Ona przecież nie chciała stanąć. Bała się. Byli sami we dwoje, było tylko tysiące kwiatów i motyle latały w powietrzu. Dokoła cisza, bo nawet drzewa nie szumiały, jakby w oczekiwaniu jakiegoś wypadku. Dziewczyna płonęła cała wśród blasków słonecznych, a on patrzył w nią jak w świętą. Nie mówili nigdy o swéj miłości, ale byli jéj pewni, czuli tę nić serdeczną, wiążącą ich serca. Zrozumieli jednak, że muszą to wy-