Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Spogląda i widzi swą chatę w płomieniach!
Kłęby dymu buchają przez wybite szyby, a czerwone płomienie obejmują setkami ramion całą chatynę.
Iskry wiatr roznosi, siejąc je po ciemném tle nieba. Za chwilę ogniste języki liżą i zgniłą słomę strzechy, która jakkolwiek pali się z trudnością, przecież podsycana wiatrem, tli się bezustannie.
Małaszka patrzy na ten słup płomieni, dymu i iskier nieruchoma, z szeroko otwartemi oczami.
W chacie téj pali się człowiek, który był jéj mężem, który ją kochał i otoczył dobrobytem.
Nie myśli o tém. Wie tylko, że w chacie téj widziała twarz straszną, groźbę i obietnicę zemsty, — bała się i rada niemal była, że chata ta płonęła.
Nagle porwała się za głowę i zaczęła biedz w kierunku chaty. Tam, wśród tego morza płomieni, paliła się jéj jedwabna spódnica, jéj skarb, pamiątka — jéj duma cała.
Ona miéć musi tę spódnicę za jakąbądź cenę.
Dobiega do chaty — belki z trzaskiem walą się jedna po drugiéj. Szeroki otwór zaprasza do tego ognistego salonu, po którym straszny żywioł hula z piekielną mocą.
Małaszkę porywa nagły szał. Ogień ciągnie ją ku sobie, jak bezdenna głębia wodna. Purpurowe fale mają dla niéj urok niepojęty. Nie boi się ich. Wszak ona życie całe płonęła tak, jak płonie teraz jéj chata, — przecież ogień płonął w jéj żyłach...
Spódnica jéj leży tam z pewnością — o! tam, tuż koło progu. Zdaje się jéj nawet, że widzi zawiniątko — rzuca się w płomienie, które ją przyjmują z miłosnym uściskiem.