Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

odrosły i spadały do połowy pleców, wijąc się po szyi jasną złotą kaskadą.
Obok niéj hrabina, wątła, drobna postać z zapadłą piersią i chudemi, długiemi rękami.
Można pani stała tam jakby dla kontrastu, dla porównania. Wzrok hrabiego błądził od jednéj do drugiéj, aż nakoniec zatrzymał się na Małaszce.
Dziecko w kołysce przestało płakać i patrzyło zdziwionemi oczami na te odwiedziny rodziców — rzecz zupełnie niezwykła o podobnéj porze.
Hrabina zdziwiona, nie widząc śladu gorączki, ani chorobliwych symptomatów, zaczęła robić wymówki Małaszce, że zupełnie niepotrzebnie przerwała jéj sen, tak potrzebny dla jéj zdrowia.
Małaszka nie odpowiedziała nic, schyliła się tylko i wzięła dziecko na rękę. Maryanek krzyknął boleśnie i zaczął się wyrywać z objęć mamki.
Pod haftowaną kołderką ręka Małaszki szczypała białe i delikatne ciało dzieciny.
Hrabina przerażona rzuciła się ku dziecku...
— Niech jaśnie pani przyniesie ten ocet, co stoi koło lustra — zaordynowała mamka drżącéj z trwogi o dziecko matce.
Hrabina w jednéj chwili znikła za drzwiami.
Była-to istota nieporadna, a zwłaszcza w stanowczéj chwili, chwytała ze skwapliwością każdą podaną sobie radę.
Teraz biegła po ocet tualetowy, sama nie wiedząc po co i dlaczego. Dziecko było chore i krzyczało, ktoś kazał jéj przynieść octu — śpieszyła się więc, gubiąc aksamitne pantofelki po drodze.