Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

haftowane koszule, zapaski i związuje je w nieładzie, z pośpiechem wielkim.
Dwie silne plamy występują jéj na policzki.
Drży cała, pierś faluje pod zgrzebną koszulą, oczy błyszczą wśród ciemności, jak dwie gwiazdy odbite w zielonawéj wodzie.
Już jest gotowa, biegnie do progu nieprzytomna, szalona...
Nagle ze środka ciemnéj izby dolatuje płacz cichy, jakieś niewyraźne łkanie.
Małaszka obraca głowę i zatrzymuje się chwilę.
To jéj dziecko zbudzone, zapewne głodne, dopomina się o pierś matczyną.
Uciekająca kobieta doznała nagle dziwnego uczucia — było to pchnięcie noża, które przeszyło jéj serce. Zdawało się jéj, że ktoś przykuł jéj stopy do ziemi; lekki węzełek zarzucony na plecach zaciężył nagle, jak stufuntowy ciężar, i gniótł jéj silne ramiona.
Dziecię płakało ciągle w swéj plecionéj kołysce; głos ten rozlegał się po ciemnéj izbie coraz wyraźniéj, donośniéj, śmieléj. Wśród téj ciemnéj izby płaczliwy głos maleństwa zdawał się wołać, prosić, upominać...
Małaszka stała chwiejna, niezdecydowana, przelękniona prawie.
Nagle dał się słyszéć skrzyp bramy. To Julek wracający z dworskiéj stajni do chaty. Jednym skokiem Małaszka przeskakuje ciemną sionkę i jak błyskawica niknie za ścianą chlewika.
Tam składa swój węzełek i czeka na Szmula.
Gdy Julek wszedł do chaty, zdziwił się niemało, nie zastawszy żony w izbie. Sądził, że poszła po wodę lub po ogień do sąsiadki.