Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Za to Julek chodził koło maleństwa z pieczołowitością najdelikatniejszéj kobiety; początkowo drżał na samą myśl dotknięcia się tego drobnego ciała. Zdawało mu się, że swemi grubemi rękami zgniecie te różowe nóżki i maluchne rączki. Ale widząc jak Małaszka ostro i nieuważnie przewijała dziecię, przezwyciężył swą trwogę i sam zajął się synem. Małaszka milcząc, ustąpiła mu chętnie praw swoich, a nawet powierzyła mu pranie i suszenie pieluch. Julek z całém namaszczeniem podjął się tego trudnego aktu.
Miał wiele wolnego czasu — państwo nie wrócili jeszcze. Po ślubie córki, który odbył się z wielką okazałością w kościele Wizytek, wyjechali za granicę. Młoda para udała się także do Wiednia i tam na wyścigi traciła ojcowskie miliony.
Nakoniec wróciła do Warszawy. Młoda hrabina po ciężkiéj i strasznéj męczarni wydała na świat równie bladego i zmęczonego syna. Dziecko nie rokowało długiego życia — tylko zdrowy i świeży pokarm mógł ratować i przedłużać jego wątłe istnienie. Mamki miejskie nie okazywały dostatecznych przymiotów; po wspólnéj więc naradzie postanowiono sprowadzić z dóbr pani hrabiny jaką silną mołodycę, któraby wraz z mlekiem swojém przelała choć setną część zdrowéj krwi w żyły bladego hrabiątka.
— Niech będzie wysoka, a przedewszystkiém ładna — mówiła mdlejącym głosem pani hrabina do swego plenipotenta.
Dygnitarz ten bawił od kilku dni w Warszawie w sprawach majątkowych.
Skłonił łysą głowę przed wyrocznią, strojną w koronki i batysty.