Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zapomniał odrazu o ciągłych waśniach i dawnych rozterkach.
W kobiecie, która mu truła życie, widział tylko matkę swego dziecięcia.
Dlatego to zbliżał się z taką tkliwością do leżącéj Małaszki.
Ale ona rzuciła się nagle jak zraniona lwica.
Głuchy okrzyk wyrwał się z jéj piersi, ręce wyciągnęła przed siebie, jak gdyby broniąc się od uścisku męża. Zgrzebna koszula spadła z jéj ramion, a purpurowy blask ognia oblał jéj posągowe łono. Straszną była w téj chwili — jakaś bezgraniczna rozpacz, a nawet trwoga łamała jéj postać w kurczową linię — oczy otwarte szeroko utkwiła w przerażonego męża. Poczém padła, ukrywając twarz w perkalowe poduszki.
Obnażone ramiona wstrząsły się konwulsyjnym dreszczem. Zrobiła się nagle małą jak dziecko, tuliła się do siennika, drżąc i wymawiając niezrozumiałe słowa.
Julek odstąpił od tapczana i załamał ręce.
Dziecię w kołysce zapłakało.
Julek ujął za sznurek przyczepiony do kołyski i zwolna, ostrożnie kołysać zaczął.
Dziecię usnęło.
Dogasające łuczywo rzucało niepewne i nierówne blaski na wnętrze chaty. Pod tą słomianą strzechą odgrywał się w téj chwili początek dramatu, do którego jeden z aktorów przed chwilą płaczem powitał ziemię.
Mały niewinny aniołek spał w swéj wyplatanéj kołysce, nieświadom bólów i rozpaczy, jakie w téj chwili szarpały sercem jego ojca i matki.
Z namiętności ludzkich nie poznał jeszcze żadnéj,