Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oracyę. Mówi szeroko i długo, a panie i panowie śmieją się bez żenady.
Nagle śmiać się przestają. To Małaszka podniosła schyloną głowę i spojrzała na nich swemi zielonemi oczami.
Piękność dziewczyny olśniła zdenerwowane grono: ta strojna narzeczona, smukła, kształtna, dziewiczo-piękna w swéj złocistéj koronie, stała przed nimi jak zjawisko zbiegłe z kart jakiegoś wzruszającego romansu.
Charmante! — rzekła hrabina-siostra, przykładając do oczu lornetkę, mimo że widziała bardzo dobrze, gdyż miała wzrok ostrowidza.
Ravissante! — dodał hrabia-narzeczony.
Blade jego oczy śledziły z upodobaniem dziewczynę.
Z lubieżną rozkoszą ślizgał się wzrokiem po tych posągowych kształtach, rozbierając je w myśli z wszelkiéj osłony.
Nie zdarzyło mu się nigdy spotkać tak olśniewającéj piękności. Zielone oczy i białe zęby rozjaśniały twarz całą; podbródek okrągły, duży, nadawał jéj wyraz dziwnéj, nieustraszonéj stałości.
Gdy się zwróciła, profil jéj miał czystość linij posągu. Pomimo chłopskiego ubrania, zachowała wyraz majestatycznéj i wzniosłéj godności; dwie ciemne plamy na jéj policzkach świadczyły tylko o jéj wielkiém wewnętrzném wzruszeniu.
Nie spuszczała teraz oczu, patrzyła wprost siebie hardo, wyzywająco niemal. Zmierzyła w jednéj chwili wdzięki jasnych pań i oceniła je z biegłością taksatorów zakładów zastawniczych.
Uczuła się piękniejszą i podniosła dumnie głowę.