Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Małaszka stała na pozór spokojna, milcząca. Gdy drużki i swachy wyrażały swe podziwienie wykrzyknikiem lub kułakami, ona nie przemówiła jednego słowa.
Z zaciśniętemi ustami i rękami kurczowo splecionemi wodziła wzrokiem po złocistych ścianach, ciemnéj karmazynowéj sofie, i zatrzymała się na białéj smukłéj Dyanie, która wznosiła swe gipsowe ciało nad zielenią karłowatych palm i olbrzymich rycynusów. Czyste linie posągu rysowały się na ciemném tle obicia okrywającego ściany, pełen wdzięku ruch bogini, pochwyconéj wśród fal rzecznych, wiał dziwną ponętą dla oczu nieprzywykłych do podobnego zjawiska.
Małaszka nie zastanawiała się nigdy nad pięknością ciała, stała więc olśniona tą harmonią linij, tą poezyą zakutą w trochę gipsu; nie biła pokłonów, nie brała pogańskiéj Dyany za chrześcijańską dziewicę, uwieńczoną koroną świętości, a mimo to było jéj tak dziwnie na duszy, jak wtedy, gdy ciekawością wiedziona, weszła do katedralnego miejskiego kościoła. Dostrzegła tam w bocznéj nawie obraz Matki Bożéj, będący kopią słynnego Wniebowzięcia Murilla. Stała długo przed tym obrazem wpatrzona, zachwycona, z oczyma łez pełnemi. Nie czuła mistycznéj ekstazy — nie, wcale nie widziała nawet, że ta w białéj sukni i z rozwianym włosem pani, jest tą samą Matką Bożą, któréj złocistą sukienkę i srebrną koronę podziwia codzień w cerkwi, — ale chyliła mimo woli i wiedzy zachwyconą głowę przed pięknem, przed nieznaném dla niéj uplastycznieniem ideału.
Z tém samém uczuciem wpatruje się teraz w nagą Dyanę, a potém bezwiednie prawie spogląda w lustro, porównywując swą własną postać z gipsowym posągiem.