Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na tę samą nutę! I ona wyrzuca mi ubóstwo, niepomna, że nabyłem ją z rąk żydowskich za ogromną dla mnie sumę, za cenę kilku tysięcy reńskich!...
Cały mój majątek złożyłem u jéj stóp, a ona teraz wyrzuca mi niedostatek i wyszydza niezaradność.
Szalony! stokroć szalony! — Pragnąłem duszy doskonałéj, chciałem wejść w kraj szczęścia i bezgranicznéj rozkoszy; patrząc na te białe kształty, roiłem sny złote, bańki mydlane!... Zaklęciem i prośbą wlałem życie w marmur, aby sobie tém samém wydrzéć resztę złudzenia! Dobrowolnie straciłem wiarę w istnienie prawdy i nieskalanéj czystości! Sądziłem, że przed wiekami kobiety były inne, nie kłamały łez i uśmiechów, nie czarowały pożyczanemi wdziękami, ale jaśniały prawdą i własną swą pięknością!... Szalony! raz jeszcze szalony! Stałem w téj chwili na mogile własnych złudzeń, z piersią rozdartą, z głową pełną chaosu i rozpaczy. Znienawidziłem tę istotę, która powołana przeze mnie do życia, zabijała we mnie tę resztkę czegoś, co mnie wiązało ze światem. Wpatrzyłem się w nią i nie dostrzegłem ani śladu téj wielkiéj piękności, za którą szalały zmysły i tęskniła dusza moja.
Rozmawiając ze mną, rozwiązała wielki węzeł włosów i zaplotła je w warkocze. Czoło przysłoniła grzywką i zakryła tém samém pół twarzy. Myśl zniknęła — pozostał tylko rodzaj zwierzęcego wyrazu i spora doza kokieteryi w oczach. Draperyę upięła na sobie, zakrywając się nią prawie pod brodę, i ściągnęła mocno z tyłu, stworzywszy z niéj rodzaj nowoczesnéj tiurniury...
A wszakże to była ona — ona to sama, któréj wi-