Przejdź do zawartości

Strona:Gabriela Zapolska - Akwarelle.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„kocham” dla wyłudzenia atłasowéj bonbonierki. Gdy krótką sukienkę zmieni na tren koronkami pokryty, powie tak samo „kocham” dla otrzymania ślubnéj obrączki i kilku tysięcy rocznego dochodu. Kłamią miłość, kłamią łzę i uśmiech, radość i tęsknotę, kłamią nawet chorobę — a gdyby mogły, śmierćby nawet skłamały.
I ty się jeszcze dziwisz moim zaklęciom! Ja czuję, że ty kłamać nie umiesz; ja wiem, że dusza twa nieskalana jak kwiat białéj lilii. W zarysie twéj głowy widzę prostotę i skromność prawdziwie kobiecą. Tyś szczytem piękności, ostatniém słowem Stwórcy — po tobie nic doskonalszego nie wyszło z Jego tchnienia; ty musisz miéć i duszę piękną... Odsłoń ją przede mną! Zbudź się! Zbudź kochana!...
Przez zamknięte okna przedziera się gwar miasta i głosy przechodniów. Latarnie gazowe oświetlają długim szeregiem głowy przechodniów, biegnących za nowém kłamstwem, kryjących nowy fałsz lub zdradę. Pod memi stopami zabijają się ludzie o jeden kłamany uścisk lub sprzedajny pocałunek. Z oświetlonych okien płyną fale tanecznéj melodyi, a po jéj kręgach przesuwają się pary umalowanych kobiet ze sztucznie ściśniętą kibicią. Olbrzymie papierowe lub jedwabne kwiaty stroją ich głowy, w uszach połyskują imitacye brylantów, usta śmieją się pożyczaną krasą. Prędzéj, zasłonię okna — mogłabyś zapłakać nad temi biednemi żebraczkami, które w pożyczanych wdziękach rozdają kłamane uśmiechy. Tyś tak bogata w piękność, tak dumna w téj białéj draperyi, co okryła ledwie połowę ciała twojego! Królowa litować się musi nad biednym tłumem upośledzonych istot...