Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że z nami ten trud podzielisz. Entre nous, musi być zupełna równość pod względem pracy, inaczej...
Nie dokończył zdania, lecz owo entre nous podbiło do reszty Wielohradzkiego. Tak Stanio, miał słuszność. Należało, aby każdy pracował wedle sił swoich i zdolności. Rozjaśniony już i rozweselony, przyrzekł wynaleźć nowe figury kotyliona. Prosił tylko o kilka dni czasu i crédit illimité. Przyznano mu ów kredyt jednomyślnie, zastrzegając wszakże, aby nie chciał rozdawać damom dyademów sadzonych perłami i szafirami. Wielohradzki protestował... cóż znowu! wystarczy kilkadziesiąt łokci gazy, tyleż kaszmiru i pomoc teatralnego dekoratora.
Ożywiał się i uśmiechał tajemniczo. Widząc jednak, że Charłupko, który w téj całéj grupie uchodził za filozofa (czytywał w biurze Platona), patrzy na niego ironicznie, pożegnał się i powrócił na balkon. Wchodząc, prostował się dumnie i oczyma po sali wodził.
Loża zajmowana przez Muszkę i Orzecką była pusta. Wielohradzki wychylił się i dostrzegł, że bukiet Muszki, lornetki, płaszcze — wszystko znikło. Obie kobiety wyszły i odjechały na raut do księżnéj Malenżyny. Tak przynajmniéj zapewnił go Kafthan, który zaszedł na chwilę do „końskiéj loży” i nasłuchał się plotek robionych w głębi przez całą paczkę starszych członków kasyna. Jeden tylko Me-