Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lecz na ulicy znów go ogarnęło rozdrażnienie i niepewność.
Być może, że popełnił czyn niewłaściwy, kłaniając się Muszce? Może należało stać nieruchomo i tylko oczyma dać jéj do poznania, iż „życzenie jéj było dla niego rozkazem”. Mając mało przygód podobnego rodzaju, nie znał przepisów obowiązujących mężczyznę, któremu kobieta naznacza — podobne rendez-vous.
A gdyby nawet był jakiś kodeks w tym rodzaju, czyż podobna go zastosować wobec charakteru tak pełnego niespodziewanych zwrotów, jakim był charakter téj dziwacznéj istoty?
Czyż raczéj ona sama nie tworzyła osobnego swego własnego kodeksu, który zmieniała stosownie do potrzeby chwili?
Idąc ulicą ku domowi, Wielohradzki przechodził myślą wszystkie fazy swego do Muszki stosunku. Wyróżniała go nagle, podczas składkowego pikniku, gdy kotylion zapowiadał się z nadzwyczajną świetnością, i Wielohradzki, prowadzący tańce, zdawał się wahać z wyborem tancerki.
Dokoła szeptano o jakiéjś koronie z róż białych i tuberoz, która miała uwieńczyć przy dźwiękach walca głowę królowéj balu. Od Wielohradzkiego zależało prawdopodobnie kierować wyborem królowéj. Stał we drzwiach hotelowéj sali, w któréj się piknik odbywał, obramowany zielonemi fałdami go-