Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kto pana upoważnił czynić mi podobne wyznanie? — spytała.
Stali właśnie na tém samém miejscu, na którem Muszka jak echo powtórzyła: „na całe życie!”
Tadeusz otworzył szeroko oczy i zaczął się jąkać.
— Ja... sądziłem... że...
I nagle ku rękom Muszki się rzucił i, porwawszy je, całować zaczął.
— Przepraszam!... przepraszam!.. to nie ja wyrzekłem to słowo, to moje serce, ale ja... wyjeżdżam. Pani mi nawet pisać nie pozwala... Pani dziś dla mnie taka niedobra... taka niepoczciwa... dlaczego?... dlaczego?...
Muszka milczała przez długą chwilę i nagle wybuchnęła śmiechem.
— Co za tragedya!... — zawołała — co za tragedya!... po co na wszystko zapatrywać się z tak dramatycznéj strony? To dobre na scenie, w powieściach!... Trzeba życie brać tak, jak ono jest... tak jak się ofiarowuje... i czekać z ufnością, co nam przyszłość przyniesie.
Szybkim ruchem wsunęła swoję rękę pod ramię Wielohradzkiego.
— Przyszłość... przyszłość, grand bébé, należy do nas dwojga... Mamy jeszcze całe życie przed sobą!... całe życie!... czy ty rozumiesz doniosłość tego słowa?
I nie czekając na jego odpowiédź, zerwała ze swo-