Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaczął niémal żałować, że uprosił u niéj ten ostatni spacer i zmusił ją nieledwie do oddania mu długiego pożegnania. Instynkt kokieteryi kobiecéj, który istniał zawsze na dnie jego duszy, mówił mu, że był to rodzaj gwałtu moralnego, jaki duszy jéj zadał. Lecz żebracza natura męska przeważała i drżącym głosem zapytał:
— Dlaczego mi pani nie pozwala pisywać do siebie?
Nie było odpowiedzi.
— List taki skróciłby mi czas oczekiwania... rozumie pani, że teraz każda chwila będzie dla mnie męczarnią.
Muszka brwi zmarszczyła.
— Jeżeli pan nie masz w sobie cnoty cierpliwości, to lepiéj... radzę... staraj się pan zapomnieć o... Concarneau... i spędzonych w nim chwilach... Sądziłam, że pan jesteś cierpliwszy i że...
Urwała, widocznie szukając słów, dobierając frazesów. Lecz on stawał się coraz natarczywszy, popełniając błąd za błędem, zwyczajem nieprzyzwyczajonego do fortelów miłosnych mężczyzny.
— Czy można mówić o cierpliwości w takiéj chwili!... — zawołał — czy pani nie wiész, że ten, kto kocha, nie umie być cierpliwym?
Muszka nagie wyprostowała się i płomień przebiegł po jéj twarzy.