Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wielohradzki list do kieszeni włożył i wysunął się cicho z pokoju na kurytarz.
Po froterowanéj posadzce, wśród wąwozu ścian białych, biegła ścieżka dywanika aż ku oknu otwartemu szeroko; po za niém szumiały i zieleniały drzewa rosnące na szkarpach. Szybko w oddali przesunęła się z jednych drzwi do drugich sylwetka Wojsy, niosącego pod pachą egzemplarze sztuk teatralnych przysłane do cenzury.
Wielohradzki podszedł ku oknu i wreszcie kopertę rozerwał. Na białéj ćwiartce papieru nakreślono tylko te słowa:
France, Finistère, Concarneau.
To było wszystko.
Wielohradzkiemu zdawało się, iż czyta wyrok swéj śmierci.
Wolał już zupełne Muszki milczenie. Te trzy wyrazy nakreślone smagały go chłostą nędzy. Schował list do kieszeni i, oparłszy się o okno, patrzył na ulicę, nie widząc nic, prawie obłąkany z bezsilnego gniewu, jaki nim miotać zaczął.
Finistère, Concarneau!..
Musiało to być gdzieś na północy Francyi, nad brzegiem oceanu. Tysiące mil dzieliło go od tego miejsca. Nie mógł nawet marzyć o pojechaniu natychmiastowem. Postanowił nie mówić nawet matce o otrzymaniu listu. Po co? wszak ona nic poradzie nie jest w stanie.