Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie rozumie!.. — odparła, znikając w głębi przedpokoju.
Za chwilę słychać było, jak delikatnie zamykała drzwi wejściowe, szumiąc jedwabną podszewką sukni, złataną z tysiąca kawałków różnorodnéj czarnéj materyi.
Koło okna pozostała Tecia, blada w jasnem oświetleniu, które nadawało jéj cerze przejrzystość japońskiéj porcelany.
Ze złożonemi na kolanach rękami siedziała prosto, sztywno, jak dziewice na obrazie prymitystów, odziane w sztywne futerały blado zabarwionych brokartów. I tylko z jéj ciemnych oczu zaczęły szybko toczyć się duże łzy.