Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bez mitry, z koroną o dziewięciu lub siedmiu perłach przesuwały się w téj bieli, jak damy dworskie Maryi Antoniny, i tylko brakło im panier’ów i wieńców róż księżnéj Lainballe.
Lecz sto lat minionych nie wywarło wielkiéj zmiany w układzie figur i mózgów tych wykwintnych lalek, stworzonych na przetańczenie wiosny życia bez troski o chleb powszedni. Nie zwróciły uwagi na przechodzącego Wielohradzkiego, zajęte całe studyowaniém swéj własnéj nicości. Przeglądały się w lustrach oprawnych w wązkie białe ramy i wydobywały z ukrytych kieszonek małe pudełeczka z pudrem. Znikały na chwilę w obłoku velutiny i pojawiały się znów z porcelaną Iwarzy, przygaszoną delikatną, dyskretną osłoną.
Wielohradzki nie szukał pomiędzy niémi Muszki. Wiedział, iż hrabianka trzyma się zawsze zdaleka od swych rówieśniczek i rada przestaje w towarzystwie młodych mężatek, przysłuchując się ze spokojną, marmurową twarzą ich lekkiéj i dowcipnéj rozmowie.
Zwrócił się więc ku orkiestrze, chcąc dać szefowi niektóre wskazówki, gdyż uroczysta godzina kotyliona zbliżała się i obecnie prawie całe towarzystwo, podzielone na małe grupy, zajęło stoliki w sali bufetowéj i przy dźwięku kryształów i srebra w powodzi świateł i kwiatów spożywało stosy wytwornych potraw i całe strumienie wina.