Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

coś nowego, niezwykłego. Enfin, bref, to już zostawiam znanéj imaginacyi artystycznéj pana.
Zawiesił głos i, nie zmieniając ani na chwilę pozy, dodał:
— Czy możemy liczyć na pana?
Wielohradzki w pierwszéj chwili miał ochotę odmówić, lecz nagle rozsłoniły się przed jego oczyma barwne horyzonty. Kotylion, płynący farandolą pomiędzy wyniosłemi cieniami drzew... Dekorator, baletmistrz, metteur en scène brał przewagę.
Skłonił się więc z powagą, mówiąc:
Je suis à vos ordres!
Maleni pośpiesznie zaprzeczył:
— To ja jestem na pana rozkazy! Zechciéj je wydać, nie szczędząc swéj imaginacyi. Będą wykonane z najwyższą skrupulatnością.
Wielohradzki ciągle się czuł zmieszany tą wielkopańską grzecznością.
— Jutro... napiszę... i w namiestnictwie, jeśli hrabia pozwoli, moje plany prześlę.
Parfaitement. Przyjdź pan sam do mego biura. Przynieś swoje projekty. Sans discussion są zatwierdzone.
Lekko głową kiwnął.
Au revoir et merci!
Tadeusz nizko się skłonił i odetchnął, gdy Maleni zniknął z progu, na którym tkwił, jak potworny