Strona:Gabriela Zapolska-Wodzirej Vol 1.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kafthana i usłyszał wybuchy dziwacznego spazmatycznego śmiechu.
Staś Malewicz uczepił się teraz Kafthana i wmawiał w niego konieczność tańczenia kotyliona z najmłodszą córką hrabiego X. Kafthan gryzł usta nerwowo i przestępował z nogi na nogę; skrzypiąc nowemi lakierowanemi pantoflami. Ta „najmłodsza córka“ była jego postrachem i grozą.
Malewicz od kilku miesięcy wpadł na myśl wmawiania w Kafthana, iż owa „najmłodsza córka“ umiera dla niego z miłości. Kafthan, w gruncie rzeczy niegłupi, poznał się na żarcie, lecz nie śmiał oponować, nie umiał nakazać milczenia rozbawionemu paniczowi. I wszędzie, ciągle i zawsze; czy to w biurze podczas godzin porannych, czy na nocnéj inspekcyi, czy w kasynie podczas obiadu lub przy zielonym stoliku, czy teatrze, lub na Schnitzel-Jagdzie — wiecznie spadała na kark Kafthana owa „najmłodsza panna“. Znienawidził ją i przesuwał się koło téj małéj ormianki z bijącem sercem, schylając nizko głowę, lecz już Malewicz go dopadał i, chichocąc się cicho, urządzał mu ową tradycyonalną „piłę“. Zwłaszcza, skoro przegrał w karty, rzucał się wtedy z całą zajadłością na swoją ofiarę. Wykwintny, wysmukły, przysłowiowo piękny, o stalowéj barwy oczach i popielatych włosach, był graczem nałogowym i wojażował pomiędzy Lwowem a Krakowem, w wiecznéj pogoni za „dobrą partyą“, rozegrywaną na zieloném polu