Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
STEFKA.

Niewidziałam u niego.

(kładzie na szeslągu).

Ktoś z teatru.

BOGUCKI.

Pch...!

STEFKA.

To nie — pch!... bo my tych swoich naprawdę kochamy,

BOGUCKI.

Może wstąpić do operetki?

STEFKA.

Nie, do dramatu, będzie Pan brał ze mną razem lekcye. Ja się uczę do dramatu. Już umiem Dezdemonę i Klarę i teraz Julię...

BOGUCKI.

Co pani mówi?

STEFKA.

Jak Boga kocham. Jeszcze Judytę to będę gotowa...

DAUM (od stołu).

Proszę państwa na przekaskę.

STEFKA.

Pan myśli że ja jestem za młoda?

(wspina się na palce).
BOGUCKI.

Ale przeciwnie. Pani jest wściekle zgrabna. I oczy ma pani pierwszej klasy.