Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
STEFKA.

Ja bym wolała co innego robić.

DAUMOWA.

O proszę pani — to wielkie szczęście skoro się tak w kimś obudzi godność — poczucie przyzwoitości..

STEFKA.

Taktu... moralności...

DAUMOWA (strapiona).

Taktu... właśnie, właśnie.

STEFKA.

Ja to codzień słyszę.

DAUMOWA.

Skąd? ja tu pierwszy raz.

STEFKA (grubym głosem).

Ale ja mam taką domową katarynkę...

(cienko)

przepraszam Panią.

DAUMOWA

Tem lepiej że jest u Pani ktoś pojmujący godność człowieka. — Bo takie życie jakie Pani pędzi, to przecież nie może zadowolnić człowieka. Ten przepych który panią otacza niewystarcza. Musi Pani czuć w głębi niepokój...

STEFKA.

Pewnie — bo — mam długi.