Strona:Gabriela Zapolska-Panna Maliczewska.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
DAUMOWA.

No... każden ma przyczyny do smutku. Usiądźmy! dobrze.

STEFKA.

O tu, na szeslągu... to jeszcze najpewniej.

DAUMOWA (siada na szeslągu).

Panią pewnie dziwi co ja tu robię. Otóż — powiem pani że się panią bardzo interesuję.

STEFKA.

A dlaczego?

(bierze jedno z krzeseł przy stole taszczy przed Daumowę).
DAUMOWA.

Widzi pani — jest nas kilka kobiet, dam właściwie, myśmy zawiązały takie Stowarzyszenie.

STEFKA (siada ostrożnie na krześle).

Aha! panie zbierają składki. Ale u mnie chuda fara.

DAUMOWA.

Ależ nie. My nic nie zbieramy. My się opiekujemy samotnemi kobietami, które z powodów dla nas obojętnych (jakby to powiedzieć...) wykoleiły się... no... i...

STEFKA.

No... i do czego to paniom?

DAUMOWA.

Tak nam każe obowiązek sumienia.