Strona:G. K. Chesterton - Obrona niedorzeczności.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



WSTĘP

Na rozdali wzgórzystych okolic, podobnych do płaszczyzny wyżartej liszajem — lub do wiszarów, które przeczą zda się samej możliwości istnienia równin, nie pozwalając zapomnieć o stromej powierzchni naszej planety — w krainach takich spotykamy nieraz całe doliny, pełne skał rozlicznych i głazów tak potężnych, że wydają się resztkami strzaskanych gór. Całość dałaby się tu porównać do nieudanej i zarzuconej próby stworzenia. Trudno wprost uwierzyć nieraz, że pomiot ten kosmiczny nie jest dziełem rąk ludzkich. Najdogodniejszem jednak i najwłaściwszem wytłómaczeniem byłaby myśl, że okolica taka stanowiła widownię jakiejś walki gigantów. W duszy mojej zaś krajobraz ów kojarzy się z nieodpartą i natarczywą, całkiem instynktowną ideą, iż miejsce to było świadkiem sceny kamienowania jakiegoś przedhistorycznego proroka, proroka potężniejszego od wieszczów późniejszych o tyle, o ile głazy są większe cd krzemyków. Wyrzekł on zaledwie słów kilka, które wydały się światu tak potworne i straszliwe, że pogrzebał go w kamiennej dziczy. Okolica ta stanowi tedy pomnik odwiecznej pratrwogi.