Biorąc rzecz rozsądnie, oczywista że pomnik publiczny winien być pompatyczny. Pompatyczność jest jego zadaniem. Byłby to absurd, gdyby obeliski i piramidy kryły się gdzieś w skromnym kącie, niby fijołki na wiosnę. Pomniki zaś publiczne miałyby jeszcze do powiedzenia wiele i bardzo potrzebnych rzeczy. Męstwo, miłosierdzie i wielkie nachnienia mogłyby stać się głośniejsze, niż obecnie. Zbyt chętnie oddajemy się grzechowi strachu i dlatego nazwaliśmy go szacunkiem. Zapomnieliśmy o dawnym, zdrowym morale księgi Przypowieści, że: „Mądrość na dworze woła, głos swój na ulicach wydawa“. W Atenach i Florencji słyszano jej głos na ulicach. Pędzono życie jawne w kłótni i walce, posiadano to, czego brakło zawsze współczesnej cywilizacji kupieckiej — publiczną sztukę. Rzecz najświętszą, nabożeństwa odprawiano publicznie; w nas zaś zrodził się błędny, zgoła nowy pogląd, że świętość równoznaczy z tajemniczością. Wielu poetów nowoczesnych, z ogromnie złożoną i subtelną wrażliwością, kocha ciemność przeważnie z tych samych powodów co złodziej. Przejęcie duszy uczuciem dumy tak nagłem, jak uderzenie piorunu — oto zadanie wielkiej kolumny lub posągu. Winny one wznosić nas w sferę wolności i uszlachetnienia. Dokoła cokółu każdego posągu wzniosłego, cokolwiek pisałoby się o tem, ryją się niewidzialnemi zgłoskami słowa Swinburne‘a:
Strona:G. K. Chesterton - Obrona niedorzeczności.djvu/66
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.