urządzenie trybu naszego życia według tego rodzaju sztuki będzie równie mądre, jak według którejkolwiek innej.
Całe to pojmowanie farsy i pantominy może wydać się zgoła bezsensem, lecz, możliwe, iż właśnie jesteśmy pozbawieni sensu. Nic bowiem w epoce naszej nie zdarza się tak rzadko, jak wesołość. Nawet ludzie najbogatsi duchowo, gdy wypada im napisać rzecz komiczną, czynią to w błędnem założeniu, iż literatura humorystyczna należy do rzeczy płytkich. A przecież, powracając z przedstawienia „Snu nocy letniej“, czujemy tak samo podniosły nastrój, jak po „Królu Learze“. Wesołość bowiem rzeczy tych starsza jest niż ból, ich głupota zdrowsza niż mądrość, miłość silniejsza od śmierci. Dawni mistrze tej zdrowej niedorzeczności Arystofanes i Rabelais albo Szekspir mieli prawdopodobnie niejedno starcie z ascetami i rygorystami swego czasu, jakkolwiek czuli niewątpliwie respekt przed szanowną surowością obyczaju i askezą. Z jakiem jednak kolącem szyderstwem i niesłychanem naigrawaniem ścigaliby oni te estetyczne typy i kierunki, które widząc w niemoralności swój sztandar, nie znalazły w tem nawet zadowolenia własnego i będąc niedorzeczne, nie zdobyły się na zuchwalstwo włożenia czapki błazeńskiej bez dzwonka.