Przejdź do zawartości

Strona:G. K. Chesterton - Obrona niedorzeczności.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

one podrzutkami wielkiej matki, wychowanymi w ukryciu, w brudzie i nieukształceniu, którym jeśli uda się nawet rzecz dobra, należy ją przypisać raczej przypadkowi, niż działaniu wrodzonego instynktu. Zwyczajne opowiadanie detektywne, z tajemniczemi morderstwami, jest dla rozsądnego czytelnika tylko niezwykłym sposobem patrzenia na planetę, zamieszkaną przez samych durniów, poszukujących swego nosa i niezdolnych do przeniknięcia charakteru własnych żon. Zwykła pantomina może być dla nas satyrycznym wizerunkiem wstrętnego świata bez przyczyn i skutków, pełnego zwalczających się atomów, może stać się przewlekłą torturą duchową. Zwyczajna farsa wyda się znów światem nędznej trywjalności. Nie da się temu zaprzeczyć, ale błąd tkwi tu nie gdzieindziej, tylko w naszej postawie, scharakteryzowanej na początku niniejszego rozdziału. Bezwątpienia inne dziedziny sztuki upadłyby również, gdybyśmy niemi od początku ich istnienia pogardzili. Gdybyśmy mówili tym samym tonem o sonetach, co o piosenkach z Café chantant, sonet stałby się czemś tak straszliwem i niesamowitem, że szkoda wprost, iż brak takiego przykładu. Gdyby twierdzono, że epika jest literaturą dla dzieci i nianiek, możliwe, iż „Raj“ Miltona zaliczanoby dziś do pantomin. Tytuł brzmiałby wówczas „Maciek w piekle“. Któż zresztą uważałby za stosowne doprowadzać dzieło swoje do