Nie pojmuję, dlaczego pewne rodzaje sztuki uważamy za niższe, trywjalne i godne pogardy. Mówi się np. o jakiejś komedji, że „wyradza się w farsę“, słuszniejszem byłoby określenie o „przechodzeniu w farsę“, co zaś dotyczy „wyradzania“, to z równą słusznością dałoby się powiedzieć, że coś „wyradza się w tragedję“. O innej znów historii opowiada się, iż jest „melodramatyczna“ i rzecz dziwna, nie uchodzi to wcale za opinję pochlebną. Zjadliwa krytyka, Bóg wie dlaczego, szafuje obojętnie etykietami „sensacyjny“ i „pantomimiczny“, pomijając fakt, że każdy artystyczny wysiłek stanowi sensację, dobra zaś pantomina (w istocie nieistniejąca) byłaby najmilszą, dającą się pomyśleć sensacją. Często słyszy się zdanie: „dobre to, jak na romans kryminalny“, podobnie jak się mówi „dobre to, jak na epos“.
Jakiekolwiek wady i zalety posiada tego rodzaju klasyfikacja, wywiera ona w każdym razie wpływ szkodliwy. Formom artystycznym lżejszym i mniej poważnym odbiera wszelką godność, obdzierając je z wyższych zadań, co grozi im, iż staną się tak złe, za jakie się je uważa. Są