Strona:Głodne kamienie.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gorsecie i czerwonym czepku, z którego na jej śnieżno-białe czoło i policzki spływała złota kreza.
Doprowadziła mnie do szaleństwa. W pogoni za nią wędrowałem z pokoju do pokoju, z korytarza do korytarza, po całym oszałamiającym labiryncie mej zaczarowanej krainy baśni.
Czasem wieczorem, kiedy przed wielkiem lustrem między dwiema płonącemi świecami stroiłem się niby książę krwi królewskiej, spostrzegałem nagle koło swego odbicia odbicie owej perskiej piękności. Szybki zwrot głowy, przelotne, ogniste, pełne namiętności i bólu spojrzenie wielkich, ciemnych oczu, delikatne, czerwone wargi rozchylone, jak gdyby chciały przemówić, postać zachwycająco smukła, uwieńczona młodością jak kwitnący ljan, dziarsko wyprostowana w pełnym wdzięku, elastycznym chodzie, oszałamiający wybuch bólu, pożądania i zachwytu, uśmiech, błysk klejnotów i jedwabiów — i wszystko znikało. Nagły podmuch wiatru, brzemiennego wszystkiemi aromatami wzgórz i lasów, gasił me światło. Zrzucałem ubranie i kładłem się na łóżku z zamkniętemi oczami, drżąc na całem ciele z rozkoszy, zaś dokoła mnie w powiewie, tchnącym wszystkiemi aromatami wzgórz i lasów, trzepotały w milczących ciemnościach pieszczoty, pocałunki, lube dotknięcia delikatnych rąk; do uszu mych dolatywał cichy szept, słodkie tchnienie owiewało me czoło lub też rozkosznie pachnąca chusteczka wa-