Strona:Głodne kamienie.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niejszego słuchacza. A już koniec jej malutkiego sari pełen był migdałów i rodzynków, któremi obdarzył ją gość.
— Poco jej tyle tego dajesz! — zapytałem i podałem mu pół rupji.
Kabuliwala wziął pieniądz bez wahania i wsunął go do kieszeni.
Niestety, kiedy za godzinę wróciłem, pokazało się, że pieniążek wywołał dwa razy większą awanturę, niż był wart. Albowiem Kabuliwala dał go Mini, a gdy matka ujrzała w jej rękach świecącą monetę, natychmiast wpadła na nią.
— Skąd masz te pół rupji?
— Kabuliwala mi ją dał! — odpowiedziała Mini ucieszona.
— Kabuliwala! — wykrzyknęła matka z przerażeniem — O Mini, jakże mogłaś ją przyjąć od niego!
W tej chwili nadszedłem ja i uratowałem ją od grożącego jej niebezpieczeństwa. A potem zacząłem ją badać.
Pokazało się, że oboje nie pierwszy raz mieli ze sobą schadzkę. Kabuliwala przezwyciężył lęk dziecka, uciekłszy się do sprytnego przekupstwa orzechami i migdałami, tak, że oboje byli już w jak najlepszej przyjaźni.
Wymyślali najrozmaitsze wesołe historje, które ich nadzwyczaj bawiły. Mini, która z całą swą malutką godnością siedziała naprzeciw niego, z góry