Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nagle doleciał kawalerów gniewny głos majorowej wołający na służbę:
— Wyrzucić go za drzwi!
Ale służący nie mieli odwagi. Był to wszakże, potężny kapitan Bergh.
— Wyrzucić go za drzwi! — powtórzyła.
Posłyszał i zwrócił się straszny, złowrogi ku majorowej, jak niedźwiedź od powalonego przeciwnika do nowego nieprzyjaciela. Odszedł do stołu, ustawionego w podkowę, a posadzka drżała pod krokami olbrzyma. Stanął wreszcie, oddzielony od niej jeno wąskim stołem.
— Wyrzucić go za drzwi! — powtórzyła.
Kapitan wpadł w szał, straszne są jego pięści i zmarszczone czoło. Wysoki jest i silny jak olbrzym, goście i służba drżą, nikt go nie śmie tknąć, zwłaszcza w tej chwili, gdy gniew zaćmił rozum jego.
Stojąc przed majorową, grozi jej:
— Rzucałem wrony o ścianę! Czyż nie miałem prawa?
— Wynoś się, kapitanie!
— Ty babo jedna! Jak śmiesz podawać wrony Chrystjanowi Berghowi? Gdybym chciał postąpić z tobą wedle prawa ludzkiego i boskiego, to wziąłbym cię, razem z twymi siedmioma djabłami...
— Milcz do króćset djabłów! Nie waż się kląć! Tu mnie jednej kląć wolno!
— Sądzisz, że się boję, czarownico? Sądzisz, że nie wiem, jak przyszłaś do swoich siedmiu hut?
— Milcz!
— Altringer darował je, umierając, twemu mężowi, gdyż byłaś jego kochanką!
— Milcz, powtarzam!
— Taką to byłaś wierną małżonką, Małgorzato Samzelius, a major przyjął ową darowiznę i, jakby nie wiedział o niczem, oddał ci zarząd. To sprawa djabelska! Ale teraz przyszedł twój koniec!
Majorowa siada, pobladła i drży na całem ciele. Potem głosem dziwnie cichym potwierdza:
— Tak, Chrystjanie Bergu, już po mnie, a tyś tego dokonał!
Na te słowa zadrzał mocny kapitan, twarz mu się wykrzywiła, łzy strachu napłynęły do oczu.