Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, pani hrabino! — odparł. — Ale teraz sprawa ma się inaczej. Teraz gdy dziecko przyszło na świat, można zmusić pana hrabiego do legalizacji małżeństwa. Proszę ufać, iż dopomogę w tej sprawie.
Elżbieta uśmiechnęła się.
— Czy sądzisz, Gösto, że pragnę narzucać się hrabiemu?
Krew uderzyła Göście do głowy. Czegóż odeń chciała?
— Chodź tu, Gösto! — rzekła, podając mu znowu rękę. — Nie gniewaj się za to, co powiem, ale sądzę, że ty, który...
— Który jestem wygnanym proboszczem, pijakiem, rezydentem, mordercą Ebby Dohna... O, znam dobrze całą listę mych zasług...
— Gniewasz się, widzę!
— Radbym, by pani hrabina nie kończyła.
Ale Elżbieta podjęła na nowo.
— Niejedna kobieta, Gösto, zostałaby twą żoną z miłości ku tobie, ale ze mną sprawa inna. Kochając cię, nie śmiałabym mówić tego i dla samej siebie nie prosiłabym, o co proszę. Widzisz, Gösto, dziecko moje musi mieć ojca. Rozumiesz chyba, o co cię chcę prosić! Jest to dla ciebie w istocie poniżenie wielkie, gdyż mam dziecko, jako kobieta niezamężna. Nie sądziłam, że to uczynisz, jako gorszy od innych — chociaż tak — i o tem pomyślałam. Głównie jednak zaufałam wielkiej dobroci twojej i temu, że jesteś bohaterem, zdolnym do poświęceń. Ale może żądam zbyt wiele, może mężczyzna nie jest w stanie tego zrobić? Powiedz szczerze, czy nie jestem ci tak wstrętna, byś chciał zostać ojcem mego dziecka. Nie rozgniewasz mnie tem. Czuję, że żądam za wiele, ale dziecko chore, Gösto, a okropna to rzecz, nie móc mu nadać przy chrzcie nazwiska męża.
Słuchając jej, czuł to samo, co onego dnia wieczornego, kiedy musiał ją przewieźć na drugi brzeg i zostawić własnemu losowi. Teraz musiał jej pomagać w niweczeniu przyszłości całej. Musiał to uczynić właśnie on, który ją kochał.
— Spełnię życzenie pani hrabiny! — odparł krótko.
Nazajutrz rozmówił się z dziekanem brońskim, gdyż Svartsjö było parafją drugorzędną, a tam miały wyjść