Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi, czem zostałeś! Czy rzeźbiarzem nie potrzebującym dłuta, twórcą róż i lilji, czy może twórcą zorzy wieczornej. Wówczas, patrząc na zachód, będę sobie mówiła: — To dzieło mego Ferdynandą
Pomyśl, ile tam jest do obejrzenia i roboty. Trzeba wiosną budzić do życia ziarna, kierować burzami, rozsyłać sny i odbywać długie wędrówki ze świata na świat.
Gdy ujrzysz tyle piękna, synu drogi, wspomnij o mnie, o matce swej, która patrzyć musi jeno na Wermlandję.
Pewnego dnia staniesz przed Bogiem i poprosisz go o jakiś mały światek w przestrzeni, a on ci go da. Będzie ciemny, pełen przepaści i skał, bez kwiatów i zwierząt. Musisz się jąć pracy, stworzysz światło, ciepło, powietrze, rośliny, słowiki, jasnookie gazele, wodospady, spiętrzysz góry i zasadzisz doliny cudnemi różami.
Gdy zaś będę miała umrzeć, drogi Ferdynandzie i zatrwoży mnie rozłąka ze znaną okolicą, zajedziesz pod moje okno karetą złocistą, zaprzężoną w rajskie ptaki.
Biedna, niespokojna dusza moja wsiędzie, niby królowa i pojedziemy przez niebiosy, mijając lśniące światy. Ja będę raz poraz pytała, widząc coraz piękniejsze osiedla niebiańskie, czyby się tu i owdzie nie zatrzymać.
Ty jednak będziesz, z uśmiechem ponaglał ptaki i dotrzemy do światka małego, ale piękniejszego od innych, staniemy przed złotym pałacem i wprowadzisz mnie do przybytku wieczystego wesela.
Będą tam pełne śpichrze i szafy bibljoteczne. Las nie będzie, jak w Berdze, przysłaniał widoku, ale spojrzenie pójdzie po rozłogach mórz i oblanych światłem równiach, a tysiąc lat, będą jak dzień jeden.
Ferdynand zmarł zapatrzony w urocze obrazy, z uśmiechem na ustach.
Przyjaciółka moja, śmierć wybawicielka, nie przeżyła nic równie pięknego. Stali wokoło jego zwłok zapłakani ludzie, on jednak uśmiechał się do siedzącego na krawędzi łóżka zjawiska z kosą, a rzężenie jego wydało się matce muzyką. Drżała, czy skon zdoła swego dokazać, gdy zaś wszystko minęło, w oczach jej błysły łzy radości i spadły na skostniałą twarz syna.
Nigdy nie doznała blada druhna tylu zaszczytów, co na pogrzebie Ferdynanda Uggli. Gdyby ją można zo-