Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wesołe dziewczęta bergijskie śmiały się z tego, twierdząc, że naczelnikostwo widzieli pewnie duchy, gdyż świec w domu od marca nie stało, a dawno już nikt w gościnnym pokoju nie mieszkał, ale kapitanowa pobladła i nie rzekła nic. Wiedziała dobrze, że światło oznaczało przybycie śmierci wybawicielki.
Niedługo potem, w przepiękny sierpniowy dzień, wrócił Ferdynand z robót mierniczych w lasach na północy, blady i chory nieuleczalnie na płuca, a matka na pierwszy rzut oka spostrzegła, że umrzeć musi.
Taki los miał spotkać syna, który nie sprawił rodzicom żadnej troski. Porzucić musiał życie pełnej radości, czekającą nań narzeczoną i bogate, tętniące od młotów huty, których właścicielem miał zostać.
Przy zmianie księżyca nabrała moja blada przyjaciółka odwagi i podeszła pod dworek nocą. Wiedziała, że mieszkańcy mężnie znoszą głód i niedostatek, sądziła tedy, że i ją przyjmą mile.
Powoli podpełzła żwirową ścieżką i rzuca cień na osrebrzony rosą trawnik. Nie zbliża się, jak wesoły żniwiarz, przybrany w kwiaty, wiodący dziewczynę, ale kroczy pochylona, wychudła, z kosą ukrytą w zwojach płaszcza, a sowy i nietoperze wirują naokół.
Pani Uggla nie spała, więc posłyszawszy pukanie, usiadła w łóżku, pytając:
— Kto puka!
Starzy powiadali mi, że była odpowiedź:
— Śmierć puka.
Pani Uggla wstała, otwarła okno, ujrzała sowy, nietoperze i światło księżyca, ale nie dostrzegła śmierci.
— Chodź! — rzekła zcicha. — Czemuż zwlekasz miła wybawicielko? Czekałam i wzywałam cię. Chodź i wybaw syna mego.
Śmierć wśliznęła się do domu, radosna, jak król strącony z tronu, któremu na starość zwrócono koronę, wesoła, jak dziecko do zabawy wezwane.
Następnego dnia siadła pani Uggla przy łożu syna i jęła mu opowiadać o szczęśliwości duchów wyzwolonych, oraz życiu rozkosznem, jakie wiodą.
— Pracują i działają! — mówiła. — Są to artyści niezrównani, drogi synu. Po złączeniu się z nimi powiesz