Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A mały Ruster powiedział wzruszony, roniąc gęste łzy z małych, czerwonych oczu.
— Po panu, panie pułkowniku, był to najlepszy człowiek, jakiego znałem.
— Tak, — rzekł mały Ruster, ulicznik karlsztadzki, wielki nicpoń i awanturnik, którego jednak zamiłowanie do muzyki ucywilizowało przedziwnie i doprowadziło do równej z panem jego rangi społecznej. Dwa bohaterskie czyny wsławiły go w młodości. Pewnego dnia pojechał on z Acquillonem do Göteborgu. Żyli tam jak panowie, jadali w pierwszych hotelach, bywali u wybitnych ludzi, tańczyli z najpiękniejszemi kobietami, co nocy grywali o tysiące koron, a wszystko to czynili, nie posiadając oera w kieszeni. Drugi czyn miał miejsce w Niemczech. W pułku, podczas odparcia nieprzyjacielskiego ataku. Połowa już ludzi poległa, ale on i pułkownik nie ruszyli się z miejsca. Przybył adjutant następcy tronu i kazał się cofnąć. Ale pułkownik rzekł:
— Proszę pozdrowić Jego Królewską Wysokość i powiedzieć, że bił się będę do ostatniego człowieka, a potem zresztą wykonam odwrót!
Żołnierze krzyknęli hura, a Ruster dobosz zabębnił wesołego werbla.
Od tego dnia pułkownik Beerencreutz był cierniem w oku następcy tronu i dostał dymisję bez łaski i pensji, z tego jeno powodu, że był zbyt odważny, jak mawiał mały Ruster.
Ci trzej dostojni mężczyźni siedzieli przy grobie i grali z powagą a skupieniem.
Patrzę na świat i widzę dużo grobów. Tam oto spoczywa możnowładca przyciśnięty płytą marmuru. Brzmi nad nim marsz żałobny, a chorągwie się chylą. Widzę groby ludzi bardzo kochanych. Zroszone łzami wieńce spoczywają lekko na trawie. Widzę groby zapomniane i pełne pychy miejsca spoczynku, które kłamią i które nie mówią nic. Nigdy jednak nie widziałem, by walet treflowy zapraszał do kompanji mieszkańca grobu.
— Jan Frederyk wygrał! — oświadczył pułkownik. — Pewny byłem tego. Wszakże ode mnie uczył się grać. Tak, tak, teraz my trzej zmarliśmy, a on jeden jedyny żyje.