Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Odsunęła firankę, otwarła okno i ukazała mu piękne, dobre oblicze swoje.
Była dobra i mądra, a spojrzenie jej, jak spojrzenie słońca, błogosławiło wszystkiemu, na co padło.
Kierowała wszystkiem, strzegła, by rosło i bujało. Nosiła w sobie szczęście.
Wspiął się do niej na uszak okienny, szczęśliwy, jak kochanek.
Potem objął ją, wziął na ręce i zaniósł pod jabłonie, gdzie zaczął opowiadać, jakie wszystko ładne, pokazując grządki dzieci i młodą nać pietruszki.
Gdy dzieci wstały, ogarnął je zachwyt z powodu przybycia ojca. Wzięły go w wyłączne posiadanie, pokazując wszystkie nowe i uwagi godne rzeczy. Musiał oglądać mały młynek na strumieniu, gniazdo we wierzbie i młode karasie w stawie, pływające tysiącami, tuż pod powierzchnią wody.
Potem rodzice i dzieci ruszyli na daleką przechadzkę w pole. Musiał podziwiać gęstość młodego żyta, urodę koniczyny i kiełkujące ziemniaki.
Po powrocie zwiedził kuchnię, obejrzał nowonarodzone cielęta i owce, szukał jaj i dawał koniom cukier.
Dzieci trzymały go przez cały dzień, zaniedbując naukę i pracę wszelką, a włócząc się jeno z ojcem.
Wieczór grał im polki, a przez cały dzień był tak dobrym towarzyszem, że zasnęły, prosząc Boga, by został na zawsze.
Został też przez cały tydzień wesoły, jak dziecko. Zakochany w żonie, dzieciach i wszystkiem co w domu, nie myślał o Ekeby.
Potem jednak znikł pewnego dnia, nie mogąc znieść tyle szczęścia. Ekeby było mu stokroć mniej warte, ale tkwiło w wirze, w pośrodku zdarzeń.
Tam dopiero! Ileż to wątków różnych do gry i do marzeń. Bo i jakże zdołałby nawet istnieć zdala od kawałów hultajskich, i od jeziora Löffen, wokół którego baśń dzikie wyprawia harce.
Tymczasem w posiadłości jego szło wszystko właściwym trybem, rosło i dojrzewało pod strażą łagodnej