Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tymczasem Gösta polował na wodnicę. Ujrzała jak mierzy w nią bosakiem i wstała przerażona. Uczyniła ruch, jakby chciała skoczyć w wodę, ale potem uciekła w stronę lądu.
— Wodnico! — krzyknął, pędząc i potrząsając nad nią okutym drągiem, ona zaś uciekła w gęstwę krzaków ale nie mogąc się przedrzeć — stanęła.
Gösta rzucił bosak i ujął ją za ramię.
— Późno dziś jakoś za domem pani hrabina! — powiedział.
— Proszę, puść mnie pan! — odparła — muszę wracać!
Usłuchał natychmiast i odwrócił się.
Była jednak nietylko wytworną damą, ale także dobrą niezmiernie istotą, która cierpiała bardzo, iż wpędzić mogła kogoś w rozpacz. Była też kwiaciarką z koszykiem pełnym róż, dla sypania pod nogi wędrowców, przeto pożałowała zaraz, podeszła i dotknęła ręki Gösty.
— Przyszłam, — zaczęła trwożnie — przyszłam do pana... Ach panie Berling, wszakże nie uczyniłeś pan jeszcze tego — powiedz pan, że nie!... Przeraziłam się, widząc że pan za mną biegnie, a jednak szukałam pana właśnie. Chciałam prosić, byś zapomniał o tem co powiedziałam niedawno i bywał u nas, jak poprzód.
— Jakże pani hrabina tu przybyła?
Zaśmiała się nerwowo.
— Wiedziałam, że przybędę za późno, ale nie chciałam wspominać nikomu o tem, za resztą nie można teraz przez jezioro przejechać, jak pan wie.
— Pani szła przez jezioro?
— Oczywiście! Ale powiedzże pan, czyś się już zaręczył? Pojmie pan, że zależy mi na tem, by tak nie było. To źle, a mam uczucie że jestem wszystkiemu winna. Czemuż pan tak wielkie przypisywał znaczenie mym słowom? Jestem obca i nie znam obyczajów kraju. Tak pusto w Borgu od kiedy pan bywać przestał, panie Berling!
Gösta stał pośród mokrego krzewia na bagnistym gruncie, a wydawało mu się, że go ktoś obsypuje mnóstwem róż. Aż po kolana brodził w różach błyszczących i wdychiwał ich woń.