Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

serc, przepajał je żar, życie promieniało, rozbrzmiewał śpiew i pachniały róże. Wówczas szynk przemieniał mu się w ogród czarowny pod południowem niebem, ponad jego głową zwisały winogrona i oliwki, posągi marmurowe błyskały pośród ciemnej zieleni, a filozofowie i poeci spacerowali pod palmami i platanami.
Wiedział on, zaiste, stojąc tu, na kazalnicy, że w stronach tych żyć bez wódki niesposób. Wiedzieli też o tem słuchacze, a mimo to chcieli go potępić.
Umyślili zedrzeć zeń kapę dlatego, że pijany wszedł do domu bożego? Ha! Czyż ludzie ci mieli innego Boga poza wódką, czyż im się tak mogło wydawać?
Skończywszy modlitwę wstępną, odmówił pochylony: Ojcze nasz.
Podczas tego panowała w kościele głęboka cisza. Nagle chwycił proboszcz silną dłonią wstęgi, przytrzymujące kapę. Wydało mu się, że cała gmina z biskupem na czele wkrada się na kazalnicę, by go obedrzeć z niej. Klęczał, nie odwracając głowy, ale czuł, jak szarpią za wstążki, i widział dokładnie dziekanów, proboszczów, członków rady kościelnej, kościelnego i całą gminę. Dużo, dużo ludzi szarpało, chcąc zedrzeć zeń strój. Wyobraził sobie, jak wszyscy pospadają na dół po schodach, gdy wstążki pękną, wszyscy zlecą na dół, i ci także, którzy, nie mogąc szarpać sami, ciągną pierwszych za poły... tak się stanie niezawodnie.
Widział tę scenę tak dokładnie, że omal nie roześmiał się, klęcząc, jednocześnie zaś zimny pot oblał mu skronie. Było to wprost straszne.
Miał zostać wyrzutkiem, z powodu wódki! Czyż jest coś ohydniejszego na świecie od wypędzonego księdza? Będzie żebrakiem, legnie pijany nad rowem, ubrany w łachmany przystanie do włóczęgów...
Skończył modlitwę i miał rozpocząć kazanie. Nagła myśl zatamowała mu słowa. Po raz oto ostatni stał na ambonie, po raz ostatni wolno mu było głosić słowo boże i wieścić boską chwałę.
Wzburzyło go to do żywego. Zapomniał o wódce i biskupie. Czuł, że musi skorzystać z tej sposobności, by uczcić Boga.