Strona:Gösta Berling (tłum. Mirandola).djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mieliśmy na myśli onego ducha samokrytyki, tę stworę, która w nas obrała siedlisko, lodowatą, o długich piszczelach rąk, co siedząc w najciemniejszym kącie rozskubuje nas, jak stare baby skubią szarpie z wełny, czy jedwabiu.
Rozskubały zaiste te palce kościane całe nasze ja, na kupę strzępów, niwecząc najszczytniejsze uczucia i mysli bezpośrednie. Wszystko co powiedziano czy czyniono, wszystko zbadała ta stwora niesamowita, przenikła lodowatemi oczyma i wykrzywiając usta szyderczo, mawiała raz po raz:
— Patrzcież! Same strzępy... łachmany... nic więcej!
Pośród tamtych ludzi zdarzali się jednak także, chętni otwierać duszę onemu lodookiemu straszydłu. Rozsiadało się w nich, badając źródła czynów i drwiąc z dobra i zła. Wszystko rozumiało, niczego nie potępiało, węsząc jeno wokół i mieląc na otręby każde drgnienie serca, oraz mrożąc siły, tak że paraliż ogarniał do cna.
Piękna Marjanna miała w sobie tego demona samokrytyki i czuła, że gdzie stąpi, czy co powie, śmiechem wybucha. Życie jej zmieniło się w przedstawienie, którego sama była jeno widzem. Przestała być człowiekiem, nie czuła, nie radowała się i nie kochała, jeno grała rolę Marjanny Sinclaire, a samokrytyka, siedząc na widowni śledziła jej grę lodowemi oczyma i skubała ciągle pracowicie palcami.
Rozpadła się na dwie połówki. Jedna część: jej spoglądała, blado, odrażająco i ze wzgardą, na to co druga czyni, nie dając jej nigdy życzliwego słowa.
Gdzież się atoli podział ów strażnik źródeł życia, owej nocy, kiedy poznała jego pełnię? Gdzież był, gdy całowała Göstę, wobec stu świadków, gdzież był, gdy padła z rozpaczą w śnieg, by umrzeć? Lodowe oczy jego mgłą zaszły, a śmiech szyderczy zczezł od żaru namiętności, który zapalił duszę. Tętent czarodziejskiej gonitwy duchów zgłuszył wszystko, a onej strasznej nocy Marjanna była człowiekiem prawdziwym.
Kiedy podnosiła z wysiłkiem ręce, by objąć Göstę za szyję. o ty bóstwo samozaprzeczenia, musiałeś chyba przybrać postać Baerencreutza, który podniósł oczy na