Niech będę postrzelany, skłóty, stratowany,
Dość szczęśliwy, jeżeli od ciebie kochany!
Ale gdy mu grozi niebezpieczeństwo utracenia tak: gorąco ukochanej wdowy, powiada sobie na uboczu:
Trudnoż sobie w łeb strzelić. Co nadadzą żale?
Najprzyzwoiciej zrobię, kiedy się oddalę,
Będzie mnie to kosztować dzień jaki tęsknicy...
Tylko dzień jeden dla tego, który gotów był umrzeć z miłości!... Ale jej ani przez godzinę nie można brać na seryo. Bywają ludzie, którzy istoty tego uczucia nigdy w życiu nie znają, ale formę jego, sposób wyrażania, zewnętrzne objawy posiedli z wirtuozowstwem sercowych koncertantów, którzy na tym organie umieją grać po mistrzowsku, naśladują wszystkie tony łudząco, słowem: uprawiają miłość tak, jak się uprawia sztukę z talentem wykonawczym, ale nie twórczym. Do tego też rodzaju należy Fircyk. On umie odgrywać rol zakochanego artystycznie, mówić o tem uczuciu z takiem przejęciem, z jakiem doskonały wirtuoz wykonywa cudze utwory, zmienia nastrój wedle programu i ze Scherzo wpada w melancholijne Adagio, bo go to nic nic kosztuje i niczego z siebie nie daje.
Ta miłość Fircyka ciągle uśmiechnięta, ciągle żartobliwa i gotowa do konceptu, ciągle dowcipna, czasem poirytowana, ale nigdy poważna, nigdy nie zasmucona, żadną głębszą myślą nie przejęta, nie budzi zaufania, ani szacunku; jest lekkomyślną trzpiotką, która chwilami ma swój wdzięk w tym dobrym zawsze humorze, ale à la longue, przesycić, znużyć, znudzić wreszcie musi.
Podstolina, jak większość kobiet, czuła i wrażliwa na pozór na piękny frazes i komplement miłosny, może nie