Strona:Franciszek Zabłocki.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ma do zniesienia, tyle trudności do pokonania, tyle strachu najeść się musi; jednak „choćby go dyabli porwać mieli“ — na swojem postawi.
Z czasów młodości swojej ma na sumieniu śmierć biednej dziewczyny, uwiedzionej i porzuconej, ale przypomnienie tego nie kruszy mu serca; wszystko jedno, niech syn porzuci także młodą żonę, chociaż ma matką zostać, byle tylko stało się zadość życzeniom i rachubom ojca.
Dopiero, kiedy brzydki samolub widzi się zagrożonym sam, kiedy wmówiono w niego, że jest chorym — a w łatwowiernego „snowidza“ wmówić to nie trudno — kiedy wzywa lekarza (tu znowu występuje Frantowicz, sługa Damona w przebraniu za cyrulika), a ten zaleca mu przedewszystkiem unikać irytacyi, żyć z ludźmi w zgodzie i spokoju, synowi co prędzej przebaczyć, aby znikła do niesnasek podnieta, bo inaczej może go ruszyć paraliż — dopiero wtedy ustępuje; wtedy na gwałt każe szukać Damona, który w trakcie tych lekarskich konsultacyj, zdecydował się już opuścić ukochaną żonę i poświęcić swe szczęście dla ojca, wtedy każe mu sam pozostać przy niej i nie zezwala na rozłączenie, bo wróżka mu przepowiedziała, a cyrulik potwierdził, że jeśli się młodzi rozejdą, on umrze.
Jest tu jeszcze na samym końcu doskonale schwycony rys zabobonnego egoisty; oto kiedy syn z żoną padają mu do nóg z wyrazem wdzięczności, on szybko i krótko nad ich głowami robi krzyżyk: „Niech was Pan Bóg błogosławi...“ i w tej chwili, pełen obawy o swoje życie, zwraca się do służącego z niecierpliwem zapytaniem: „Jakże-ć się moje zdrowie zda, Filutowiczu?“ a gdy mu ten odpowiada, że wybornie, co widocznie jest skutkiem zatwierdzenia małżeństwa, ażeby sobie w tym związku zapewnić rękojmię zdrowia i długiego życia, każe jak naj-