Strona:Franciszek Zabłocki.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znać po zawikłaniach i konceptach płaskiej farsy, w której znowu wyśmiane zostały niewczesne zaloty siwego Staruszkiewicza do młodej córki doktora Recepty, gotowego przystać na wszystko sam na sam, a zaprzeczyć wszystkiemu w obecności żony. Stary konkurent bezwiednie rywalizuje tu z własnym synem, któremu znowu dowcipny sługa pomaga w miłostkach, naraża się na rozmaite przygody w przebraniu za poważnego Eskulapa, udawać musi trupa na sekcyjnym stole, i nie mając wyobrażenia o medycynie, leczyć pacyentów samemi pigułkami.
„Żółta szlafmyca, albo: Kolenda na nowy rok“ została także przez autora nazwana trzyaktową operą; pomysł tu już szlachetniejszy i dowcipniejszy znacznie, tylko taki nie nasz, taki nie swojski, że jeżeli nawet urodził się w głowie Zabłockiego, to zapewne pod wpływem jakiejś czarodziejskiej farsy francuskiej. Ten pogański bożek kupców i złodziei, skrzydłonogi Merkury, zlatujący z greckiego Olimpu do spokojnego dworu polskiego szlachcica pod Warszawą, w wigilię Nowego Roku, aby mu ofiarować cudowną szlafmycę, w której od wszystkich musi dowiadywać się najszczerszej prawdy ich myśli i uczuć, jest gościem tak dalekim, tak obcym i tak gwałtem sprowadzonym przez fantazyę polskiego komedyopisarza, że się w niego uwierzyć nie chce, aby był oryginalnym pomysłem. Ale poza tem, rzecz bardzo dowcipna i dobrze zrobiona, z głębszą moralną satyrą na obłudę i przewrotność stosunków ludzkich. Spokojny, dobroduszny Czesław, ojciec dorosłej córki, mąż szczęśliwy (we własnem przekonaniu) wiernej żony, dostaje od Merkurego w podarunku żółtą szlafmycę; ile razy włoży ją na głowę przed kim, w tej chwili największy kłamca i obłudnik zaczyna mówić prawdę. Podarunek bardzo cenny, zapewne, ale wielce kłopotliwy zara-