Strona:Franciszek Zabłocki.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oprócz nędzy i choroby w osamotnieniu i rozpamiętywaniu minionych lat niczego więcej nie zaznał, a wreszcie, po ustąpieniu ks. Piramowicza z Końskowoli w blizkiem sąsiedztwie, osadza go na plebanii intratniejszego probostwa i powierza mu pod opiekę i dozór obłąkanego Kniaźnina do towarzystwa... Z tym, co prawda, nie wiele zachodu; ponuro zamyślony i milczący, z obumarłym wzrokiem, z opuszczonym potężnym wąsem, nieszczęsny waryat w pogodę czy słotę, zimą i latem, dni całe spędza nad kompasem i wpatruje się w jego wskazówkę, jakby rozmyślał nad tem, czy niema sposobu cofnięcia minionego czasu. Miewa tylko jedyne chwile ożywienia, jakieś lucida intervalla, kiedy z Zabłockim o przeszłości rozmawia; wtedy mu przytomność wraca i pamięć zmartwychwstaje, ale z pamięcią znowu łzy wytryskują i szaleństwo umysł zawichrza na nowo. Tak to się ciągnie długich i jednostajnych lat jedenaście...
A w tym czasie wesoły niegdyś, ruchliwy i ożywiony autor, „Fircyka“, zajęty obowiązkami nowego stanu, wegetuje na cichej plebanii, leczy i wspiera swoich ubogich parafian, odprawia nabożeństwa, pisze kazania i kłopocze się zawsze swą starą fatalnością: spłacaniem długów z czasów świeckich, odmawiając sobie wygód, byle nie pokrzywdzić swych wierzycieli.
Kiedy go Niemcewicz po drugim powrocie z Ameryki odwiedza, zastaje ze „światowego, wesołego młodzieńca, spokojnego, smutnego, zniechęconego ze światem człowieka“, który nie wyrusza się prawie, chyba obowiązkowo i to bardzo niechętnie ze swego probostwa, żyje odosobniony, stroniący od nowych znajomości, unikający świata, który przestał mieć dla niego swoje powaby.
To psychologiczne zobojętnienie, które nie jest jeszcze duchową martwotą, ale jakiemś machinalnem spełnianiem życiowych funkcyj, objawia się i w zaniedbaniu dokoła dawnego eleganta i światowca.