Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

urojeniem po wszystkich zakamarkach! Rozumie pan, rozumie pan teraz, jakie to obrzydliwe i dlaczego znalazłeś się pan w takiem ohydnem położeniu? Czuje pan to teraz?
— Proszę pana, dobrze! Czuję to, pan jednak nie ma prawa...
— Milcz pan! Nie gadaj pan o prawie! Czy pan to rozumie, że to się może skończyć tragicznie? Czy rozumie pan. że starzec, który kocha swoją żonę, może zmysły postradać, gdy zobaczy, jak pan będziesz wyłaził z pod łóżka? Lecz nie, pan nie jesteś zdolny spowodować tragedji. Gdy pan wylezie, sądzę, że każdy, kto pana zobaczy, wybuchnie śmiechem. Chciałbym pana widzieć przy świetle; jestem pewny, że pan bardzo śmiesznie wyglądasz.
— A pan? Pan również śmieszny jesteś w tym wypadku. Ja także chciałbym pana zobaczyć.
— Panie!
— Na panu z pewnością znać piętno niemoralnego życia, młody panie!
— A! Pan tu coś o moralności prawi! A po czem pan poznaje, w jakim celu ja tu przyszedłem? Ja tu przez omyłkę tylko wpadłem, omyliłem się co do piętra. I djabli wiedzą, czemu mnie tu wpuszczono! Z pewnością, ona rzeczywiście kogoś oczekiwała (rozumie się, nie pana). Schowałem się pod łóżko, gdy usłyszałem pańską głupią inwazję, widząc, jak okropnie ta niewiasta się przestraszyła. Na domiar, ciemno było. Ale to pana nie usprawiedliwia, że ja... Jesteś pan śmiesznym, zazdrosnym starcem. Dlaczego ja nie wychodzę? Pan zdaje się myśli, że ja się boję wyjść. Nie panie, dawno już wyszedłbym, i tylko z litości dla pana siedzę tu jeszcze. No, bo jak, mam pana tu zostawić? Pan przecie stanąłby przed nimi jak pień, nie umiałby się pan wcale znaleść...