Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wy moi! Czy nie o śmierci to ona mojej tak mruczy i naszeptuje?
— Co za niedorzeczności pleciesz dzisiaj, gołąbeczku. Wstydź się ,doprawdy.
— No, nic, nic; nie gniewaj się duszyczko, nieprzyjemnie ci, widzę, że ja umrę. Ale nie gniewaj się, ja tylko tak mówię. Ot, duszyczko, rozbieraj się i kładź się spać. A jabym tu trochę posiedział, aż ty się położysz.
— Boże drogi! przestańże tak mówić! Później...
— No, nie gniewaj się, nie gniewaj się już! Tylko, naprawdę tu coś, niby myszy piszczą.
— Coś nowego! raz koty, to znów myszy, doprawdy, nie wiem, co się z tobą dzieje?
— No, ja nic, przecie ja nic, kchy! ach, Boże mój! Kchy-kchy-kchy!
— Słyszy pan? Tak się pan wierci, że on już nas usłyszał! — szepnął młody człowiek.
— Jeśliby pan widział, co się ze mną dzieje. Krew mi się z nosa puściła.
— Niech się puszcza, a pan milcz: zaczekaj pan, aż on się wyniesie.
— Młody człowieku, ale wstaw się pan w moje położenie: przecie ja nie wiem, z kim ja leżę.
— Czy panu będzie lżej od tego, czy co, gdy się pan dowie? przecież mnie to nie obchodzi, jak pan się nazywa. No jak się pan nazywa?
— Nie, poco nazwisk, chcę tylko wyjaśnić panu, w jaki głupi sposób...
— Psst!... On znowu mówi...
— Doprawdy, duszyczko, że ktoś szepce.
— Ależ nie! To wata wysuwa się w twych uszach.
— Ach, co do tej waty! Wiesz ty, tu na górze... kchy-kchy! na górze, kchy-kchy-kchy! itd.