Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Panie łaskawy, panie! — mruczał pan w jonatach, blednąc i jakgdyby szlochając, — ja, wiadoma rzecz, jestem zdenerwowany... dość długo był pan już świadkiem mego poniżenia; teraz noc, pewnie, ale jutro... zresztą, my prawdopodobnie jutro się spotkamy, choć ja wcale się nie lękam spotkania z panem, i zresztą, to nie ja, to przyjaciel mój, ten z Wozniesieńskiego mostu; naprawdę, on! To jego żona, to cudza żona! Nieszczęśliwy to człowiek! Zapewniam pana. Jest to mój stary znajomy; pozwól pan, że panu wszystko opowiem. Przyjacielem jego jestem, jak pan to zresztą sam łacno poznał, bo inaczej cóżby mnie obchodził los jego? Mówiłem mu nieraz: poco ty się żenisz, kochany przyjacielu? Posiadasz ładne stanowisko, majątek, ludzie cię szanują, a chcesz to wszystko zamienić za kaprysy jednej kokietki? Nie, powiada, ożenię się: chcę zaznać szczęścia rodzinnego... Ma więc teraz szczęście rodzinne! Przedtem sam zdradzał mężów, a teraz sam pić kielich goryczy musi... Pan daruje, ale to wyjaśnienie konieczne było! Nieszczęsny to człowiek... sam pije kielich goryczy — oto wszystko!
Tu panu w jonatach głos odmówił posłuszeństwa, jakgdyby był on naprawdę bliski płaczu.
— A niech ich wszystkich djabli porwą! Czy to mało jest durniów na świecie! A pan sam co za jeden?
Młody człowiek zgrzytał zębami ze złości.
— No, po tem wszystkiem jeszcze taki ton z pańskiej strony, to już, przyzna pan... Byłem z panem całkiem szczery i otwarty...
— Nie, przepraszam pana... nazwisko pańskie?
— Poco panu mego nazwiska?
— A!!
— Nie mogę go wymienić!
— Zna pan Szabrina? — szybko wypalił młody człowiek.