Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Głaf...
— Głafira?
— Nie, nie wiem napewno, czy Głafira... przepraszam, nie mogę panu zdradzić jej imienia.
Mówiąc to, czcigodny pan blady był jak płótno.
— Tak, tak, oczywiście, nie Głafira, i ta się nie nazywa Głafira: zresztą, z kimże to ona idzie?
— Gdzie?
— Tam! Niech to wszyscy djabli!...
(Młody człowiek nie mógł ustać na miejscu z wściekłości).
— A widzi pan! Skąd pan wiedział, że jej na imię Głafira?
— Ostatecznie, niech to wszyscy djabli porwą! Jeszcze i pan mi tu tkwi na karku! A przecież, mówił pan, że pańska nie nazywa się Głafira?
— Łaskawy panie, cóż to za ton!
— Do stu tysięcy djabłów z tonem teraz! Żona to pańska, czy —?
— Nie, to jest, ja nie jestem żonaty... W każdym jednak razie nie posyła się do stu tysięcy djabłów w nieszczęściu człowieka szanowanego, powiedzmy godnego szacunku, a w każdym razie dobrze wychowanego. Pan ciągle wzywa wszystkie djabły!
— No tak, djabeł pana bierz! Rozumie pan?
— Gniew pana zaślepia, więc milczę. Boże, któż to?
— Gdzie?
Rozległ się gwar i śmiech; dwie dziewki wyszły z kamienicy; ci obydwaj rzucili się ku nim.
— A to dopiero! Co pan wyrabia?
— A pan co?
— To nie oni!
— Aha, to do innej! Dorożka!
— Dokąd panienki?