Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeśli pan chce mi wyświadczyć wielką przysługę, to, jak już powiedziałem: pewna pani, jest to, powiedzmy, pewna przyzwoita pani, z bardzo dobrej, znanej mi rodziny... Proszono mnie... bo widzi pan, ja sam nie mam rodziny...
— No, więc?
— Proszę wejść w moje położenie, młody człowieku (ach, znowu! przepraszam; ciągle nazywam pana młodym człowiekiem). Tu każda minuta jest droga... Wyobraź pan sobie, ta pani... ale, czy nie mógłby mi pan powiedzieć, kto w tym domu mieszka?
— Owszem... mieszka tu dużo ludzi.
— Tak, pan masz zupełną rację — odpowiedział pan w jonatach, i uśmiechnął się lekko z grzeczności, — ja sam to czuję, że trochę bredzę... ale pocóż ten ton z pańskiej strony? Wszak widzi pan chyba, że ja otwarcie z serca się przyznaję do tego, że bredzę, i jeśli pan należy do typu ludzi dumnych, to dość już chyba ma pan mego poniżenia... Powiadam, pewna pani, szlachetna ze sposobu ujmowania życia, to jest lekka z treści, — przepraszam, pomięszałem. jakgdybym mówił o literaturze; utarł się komunał, że romanse Paul’a de Cock’a są lekkiej treści, i oto cała bieda... z powodu Paul'a de Cock’a... właśnie...
Młody człowiek ze współczuciem popatrzył na pana w jonatach, który, widocznie, do ostateczności zmięszany, zamilkł, patrzył na niego, bezmyślnie się uśmiechając, i drżąca ręką bez żadnego słusznego powodu, ujął go za wyłogi płaszcza.
— Pan zapytywał, kto tu mieszka? — rzekł młody człowiek, trochę cofając się w tył.
— No tak, tu mieszka dużo ludzi, jak pan powiedział.
— Tu... wiadomo, że tu mieszka także Zofja Astafjewna — przemówił młody człowiek szeptem i jakby z pewnem ubolewaniem.