— Nie, tak żeby często, to nie... Przyznaję się pani, że myśli on raczej obecnie o losach całej ludzkości i chce...
— Zostaw go pan w spokoju, niech tam! Nie potrzebuje pan dopowiadać do końca! Nuda jest straszna, to prawda. Ja go jakoś odwiedzę. Z pewnością jutro pojadę. Tylko nie dziś: głowa mnie boli, a do tego będzie tam tak dużo publiczności... Powiedzą: to żona jego, będę się musiała wstydzić... Żegnaj pan. Wieczorem będzie pan... tam?
— U niego, u niego. Kazał mi przyjechać i przywieźć sobie gazety.
— No to dobrze. Pójdźże pan do niego i przeczytaj mu gazety. A do mnie dziś już * proszę nie przyjeżdżać. Jestem niezdrowa, a może pojadę z wizytą. No, żegnaj, szalona głowo.
„To brunecik będzie u niej wieczorem“, pomyślałem w duchu.
W biurze, rozumie się, nie dałem nawet poznać po sobie, że mam tak okropne kłopoty i zmartwienia. Rychło jednak zauważyłem, że niektóre z naszych postępowych dzienników jakoś szczególnie szybko podawali sobie z rak do rąk moi biurowi koledzy”, a zwłaszcza koleżanki, i że każdy czytał je z nadzwyczaj poważnym w> razem twarzy. Najpierw dostał mi się w ręce — „Listok“, dzienniczek bez wyraźnego kierunku, w rodzaju „ogólno-ludzkich“, — za co głównie nie lubiano go u nas, chociaż i czytano. Nie bez zdziwienia przeczytałem w nim, co następuje:
„Wczoraj w wielkiej i posiadającej wspaniałe budowle stolicy naszej rozeszły się bardzo dziwne pogłoski. Niejaki N., znany gastronom z wyższego towarzystwa, zdaje się, sprzykrzywszy sobie kuchnię w jadłodajni Borela i obiady w „Klubie sportowców“, wszedł w pasażu do tej sali, gdzie pewien przedsiębiorca pokazuje ogrom
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/109
Wygląd
Ta strona została przepisana.