Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W małym pokoiku przed sypialnią, w tak zwanym u nich małym salonie, chociaż wielki ich salon także był mały, na małej, wytwornej otomanie, przy małym stoliku do herbaty, w jakiejś nawpół z powietrza utkanej porannej matince, siedziała Helena Iwanówna i z maleńkiej filiżanki, w której maczała maluśki cukiereczek, piła kawę.Była kusząco piękna. Zdawało mi się jednak, że także jakaś niby zamyślona.
— Ach, to pan, urwisie! — powitała mnie z uśmiechem roztargnienia. — Siadajże, sowizdrzale jeden, i pij kawę! No, cóżeś pan wczoraj wyrabiał? Byłeś na balu maskowym?
— A pani była?... Przecie ja po balach nie jeżdżę, a nadto musiałem wczoraj odwiedzić naszćgo więźnia...
Westchnąłem i, popijając kawę, zrobiłem pobożną minę.
— Kogo?... Jakiego więźnia?... Ach, tak!... Biedaczek. No, cóż on — nudzi mu się? A wie pan... chciałam pana zapytać... Przecie ja mogę teraz starać się o rozwód?
— O rozwód! — zawołałem niemile dotknięty, — i omal że nie rozlałem kawy. — „To ten brunecik!“ pomyślałem wściekły.
Istniał pewien brunecik z wąsikami, który służył w odbudowie, a zbyt często odwiedzał ich i nadzwyczajnie umiał bawić Helenę Iwanównę. Przyznaję się, że go nienawidziłem i nie ulegało wątpliwości, że on to wczoraj zdołał już zobaczyć się z Heleną Iwanówną bądź na maskaradzie, bądź też, przepraszam, nawet tutaj i nagadał jej wszelakich bzdurstw!
— No, cóż, — rzekła śpiesznie Helena Iwanówna, zupełnie jakby wyuczona, — cóż, on będzie tam siedział w krokodylu, proszę pana, i całe życie nie przyjdzie, a ja tutaj mam czekać i czekać! Mąż powinien siedzieć w domu, a nie w krokodylu...