Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdobycz białego sahiba i hojna zapłata za jego trudy.
Kapitan krzyknął coś do kornaków.
Hindusi szybko założyli swoim słoniom chomąta i szleje z orczykiem.
Birara zaczepił hakiem o sznury krępujące największego z jeńców, i wywlókł go z zagrody.
Naganiacze zakładali na tylne nogi słoni mocne łańcuchy i uwiązywali je do grubych pni.
Po chwili zwolnione z pętów zwierzęta podniosły się i usiłowały zerwać żelazne kajdany.
Przebiegły człowiek wiedział, jak należy zatrzymać przy sobie porwaną podstępem zdobycz.
Birara wraz z Amrą pozostał w pobliżu pułapki.
Chodził ponury i smutny.
Nie smakowały mu tego dnia grube, zielone bambusy, ledwie wybujałe z rozmiękłej od deszczów ziemi; nie dotknął rzuconych mu przez chłopaka